Komentarz - Kto za tym stoi

Hm… słowa że coś jest zgodne z prawdą głoszoną przez Jezusa Chrystusa, niezależnie z czyich by nie były ust napałają mnie zawsze mieszanymi uczuciami.

Posługuje się tym określeniem bardzo dużo ludzi/organizacji, przy czym często dochodzi do tego że ich zdania są wzajemnie sprzeczne. Więc gdzie jest prawda?

Jezus żył 2 tysiące lat temu. Na tyle dawno, że niewiele jest udokumentowanych faktów o których wiadomo że napewno są zgodne z tym co głosił. Kościół (nie tylko katolicki, ale praktycznie każdy chrześcijański) - stara się tą prawdę głosić w obecnych czasach. Ale - chcąc nie chcąc, czasy się zmieniły. Ale niekoniecznie jest to dokładnie to samo co głosił Jezus. Przy czym nie zdziwię się, jeżeli kiedyś (choćby na sądzie ostatecznym ;) okaże się że to w co my wierzymy… jest sprzeczne z wolą Bożą.

Tak wiec - czy nie bezpieczniej jest mówić że to co się głosi jest zgodne z nauką Kościoła?

Andrzej Dopierała 2007-10-26 16:30 UTC


Jak to szło, to trzecie przykazanie? Chyba zapomniałem :P

RadomirDopieralski 2007-10-26 20:04 UTC


Ale mi dokuczacie…

Ale po pierwsze primo, my, katolicy, wierzymy Jezusowi, gdy mówi: “Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.” (Mt 28, 19n) Innymi słowy, możemy być spokojni, że to, co głosi KRK, jest z nauką Jezusa zgodne, i to nie dzięki osobistym przymiotom biskupów czy papieża, ale dzięki Jego obecności. (Sprawa jest ściśle związana z kwestią, o której pisałem 13. września.)

A po drugie primo: przecież wyraźnie napisałem, że się staram, i jeszcze wyraźniej, że nie jestem Alfą i Omegą. Ta strona miała być po to, by z jednej strony było wiadomo, no właśnie, Kto za tym stoi (a w szczególności: Komu zaufałem, że jest Prawdą i Życiem), a z drugiej, miał to być taki dysklejmer, żeby ktoś przypadkiem nie traktował tego, co tu można znaleźć, jako “oficjalnej nauki Kościoła” – bo w żadnym wypadku nie czuję się wystarczająco kompetentny, żeby umieć zawsze określić, co takową jest, a co nie.

I po trzecie primo: Radku, a nie chodziło Ci o drugie przykazanie?

I wreszcie po czwarte primo: pytanie Andrzeja jest w gruncie rzeczy bardzo ważne. Posługuje się tym określeniem bardzo dużo ludzi czy organizacji, przy czym często dochodzi do tego że ich zdania są wzajemnie sprzeczne. Więc gdzie jest prawda? To jest faktycznie dość dramatyczne pytanie, zważywszy na konsekwencje udzielenia dobrej lub złej odpowiedzi dla egzystencji człowieka. Tak jak pisałem we wrześniu, nie jestem apologetą i proszę ode mnie nie oczekiwać wyczerpującej i kompetentnej odpowiedzi. Ale sądzę, że na to pytanie można odpowiadać przynajmniej na dwa sposoby.

Pierwszy, to mnożenie mniej lub bardziej przekonujących argumentów racjonalnych. Nie mówię, że jest to zły sposób – przeciwnie, po to człowiek ma rozum, by rozumował, i bardzo fajnie, jeśli rozum nakierowuje go na dobre odpowiedzi. Ale jakoś wszyscy czujemy, że ten rozum nie bardzo umie dać odpowiedzi z tak niezachwianą pewnością, jaka przysługuje np. twierdzeniom matematyki (przynajmniej według obiegowego poglądu). Zresztą, gdyby tak było, tylko głupcy byliby ateistami.

Ale jest drugi sposób odpowiedzi. Tak sobie myślę, że skoro rozum może mi podpowiadać – choćby to, że
“Ta historia jest taka prawdziwa jak mało co
bo komu by się chciało ją zmyślić, powtarzać do dziś
tym bardziej komu by się chciało umierać i nie opierać się złu
za takie głupstwo, takie piękno jak to”,
jak pięknie napisał i śpiewa Budzy – ale nie daje mi odpowiedzi ostatecznej, z niezachwianą pewnością rachmistrza, któremu wychodzi, że dwa a dwa jest cztery – więc to, co trzeba zrobić, to podjąć decyzję opartą na osobistym zaufaniu tym, którzy świadczą o Jezusie, a w konsekwencji Jemu. I moim zdaniem tak to mniej więcej działa.

– Marcin Borkowski 2007-10-27 12:12 UTC


Ja się nie znam, chodziło mi o

Nie będziesz brał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy, 
bo nie dozwoli Pan, by pozostał bezkarny ten, 
kto bierze Jego imię do czczych rzeczy.

zdaje się, że różnie to się tam teraz numeruje – nie zwróciłem uwagi która numeracja czyja, moja wina :)

RadomirDopieralski 2007-10-27 14:33 UTC


Zwracam honor, według numeracji żydowskiej to faktycznie jest trzecie. Ale mam nadzieję, że mój blog nie jest “czczą rzeczą”;)… A tak poważniej: naprawdę staram się nie traktować Słowa Bożego (a w szczególności Imienia Boga) instrumentalnie. A jeśli mi to nie wychodzi, proszę o konstruktywną krytykę.

– Marcin Borkowski 2007-10-29 16:38 UTC


Odnosiłem się raczej do tych “bardzo dużo ludzi/organizacji” posługujących się tym określeniem z komentarza undefa.

RadomirDopieralski 2007-10-29 17:15 UTC


Oj, parser się wykopsnął… Coś Alex regexpy pokopał;).

A co do tych ludzi/organizacji, to masz dużo racji. Choć generalnie dobrą regułą jest:
nie zakładaj, że ktoś ma złą wolę. Może to po prostu głupota?
;)

– Marcin Borkowski 2007-10-29 17:57 UTC


Może i głupota. Tym niemniej głupota na tyle powszechna, że używanie przez kogoś imienia Boga przy “codziennym życiu” zaczyna budzić we mnie swego rodzaju niesmak. Chociaż to raczej subiektywne odczucie…

Andrzej Dopierała 2007-10-29 18:18 UTC


Bo my jesteśmy takie pokolenie, w którym religia jest sprawą osobistą a nawet intymną. Ale wtedy to trochę przestaje spełniać swoje zadania – przede wszystkim nie ma wtedy silnego poczucia wspólnoty i przynależności do społeczności Kościoła. A to, uważam, jest bardzo ważne. No i nic dziwnego, że w takiej sytuacji szuka się innych sposobów zaspokojenia potrzeby bycia częścią społeczności.

Jakby się zastanowić, to w końcu Bóg jest wszędzie, w trywialnych rzeczach także. A może nawet szczególnie w prostych, codziennych sprawach. Pytanie tylko, czy trzeba Go przy ich okazji przywoływać? Poza tym każdy z nas ma swoje problemy, które ogólnie rzecz biorąc, z perspektywy, są trywialne – ale dla nas samych są najważniejszymy sprawami na świecie. Czy dziecko modlące się o cukierki popełnia grzech?

RadomirDopieralski 2007-10-29 20:56 UTC