Ostatnio pokazali w telewizorze faceta, który jechał ponad 100 km/h szybciej, niż pozwalały przepisy (i, jak się okazało, warunki na drodze) i zabił kilka osób. Łamiącym się głosem mówił na sali sądowej, że codziennie o tym myśli i że chciałby cofną czas.
Czy zdajemy sobie sprawę, że jest bardzo prawdopodobne, że ten gość właśnie nas wyprzedza - w drodze do zbawienia? Pierwszy święty Kościoła Katolickiego był mordercą, rabusiem czy gwałcicielem (dokładnie nie wiemy, co miał na sumieniu, ale musiało być tego sporo). Trzęsie mnie, jak słyszę komentarze w stylu “no tak, i taki to przeżył”. No i całe szczęście - ma czas, żeby żałować! Współczuję mu zresztą nie mniej niż rodzinom jego ofiar - będzie miał o czym myśleć całe życie… No i mam nadzieję, że ludzie, których bliskich zabił, przebaczą mu jak najszybciej. Zdaje mi się, że oni potrzebują tego bardziej niż on. Życie wypełnione nienawiścią musi być potwornie puste…
W każdym razie, wszyscy wyżej wymienieni (oprócz tego, który już jest święty) potrzebują modlitwy: ten gość, jego ofiary, ich bliscy, ci wygłaszający bzdurne opinie…
I ja.
Święty Dyzmo, módl się za nami!