2006-11-21 Krytycy

Kilka dni temu odkryłem rzecz, która jest wprawdzie dość oczywista, ale jakoś nigdy wcześniej o tym nie pomyślałem.

Doszedłem mianowicie do całkiem optymistycznego wniosku: istnieje bardzo niewielu krytyków chrześcijaństwa. Skąd ten wniosek?

Otóż jestem przekonany, że zdecydowana większość tzw. “krytyków” chrześcijaństwa tak naprawdę krytykuje jedynie własne o nim wyobrażenie, najczęściej mylne.

Krytykują więc na przykład chrześcijaństwo rozumiane jedynie jako kodeks moralny; rzeczywiście, gdyby Bóg dał nam Przykazania, nie dając zarazem mocy Ducha, byśmy umieli ich przestrzegać, bylibyśmy godni pożałowania.

Krytykują bezmyślną rutynę: codzienne klęczenie na nabożeństwach, jeśli nie idzie za nim miłość bliźniego; podobnie Jezus krytykował faryzeuszy.

Krytykują chrześcijaństwo rozumiane wąsko i bezdusznie jako pewien zbiór zdań prawdziwych, podawanych do wierzenia, i jako postawę przyjmowania jedynie intelektem tego zestawu zdań; słusznie, gdyż “wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie. (…) Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie, lecz także złe duchy wierzą i drżą.” (Jk 2,17.19)

Krytykują wreszcie chrześcijaństwo patrząc na błędy nas, chrześcijan, zapominając, że jesteśmy wszak ludźmi, a Jezus przyszedł zbawić grzeszników, a nie pogłaskać po głowach idealnych nadludzi moralnych.

Tak więc raczej to nie chrześcijaństwo ma tylu wrogów wśród ludzi, a raczej jego karyktury. To chyba nie jest aż tak źle, co?

Taaa… Tyle, że tak zupełnie super to też nie jest. Co z tego, że wielu nie jest wrogami, skoro nie wszyscy są całym sercem z nami?

“Chrystus polecił nam być jak lampy; (…) byśmy działali jak zaczyn, byśmy żyli jak aniołowie wśród ludzi, (…) byśmy przynosili owoc. Gdyby nasze życie jaśniało w taki sposób, nie trzeba by było otwierać ust. Gdybyśmy nauczali czynem, zbędne byłyby słowa. Nie byłoby ani jednego poganina, gdybyśmy byli prawdziwie chrześcijanami.

(św. Jan Chryzostom)

Oj.
Może umówmy się, że zasłonię oczy, a Wy mnie nie będziecie widzieli, dobrze?