2007-11-26 Grzech

Obmyj mnie zupełnie z mojej winy
I oczyść mnie z grzechu mojego.
Uznaję bowiem nieprawość moją,
A grzech mój jest zawsze przede mną.

Bardzo lubię Psalm 51. Dziś akurat śpiewałem sobie powyższe słowa i przyszło mi do głowy, że ten grzech, to między innymi to, że tak zupełnie szczerze to ja ich nie wypowiadam. Jakoś jednak nie chcę być do końca oczyszczony - w końcu to tak fajnie jeszcze tylko ciut-ciut poleniuchować, poobmawiać bliźnich i poczuć się od nich lepszym, odłożyć na jutro to, co miałem zrobić wczoraj… No i przecież niby uznaję nieprawość moją, ale przecież w końcu nie jestem aż taki zły, no nie?

No więc tak sobie myślę, że naprawdę trzeba miłości Pana Boga, żeby tak przyjąć tak niedoskonałą skruchę człowieka: A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go (Łk 15, 20b). I prośba w dalszej części: Stwórz, Boże, we mnie serce czyste, jest dla mnie bardzo potrzebna, mimo że też nie tak zupełnie chyba jednak chcę tego czystego serca - no, bo a nuż będę musiał z czegoś zrezygnować?

Na szczęście, Dawid, gdy pisał ten psalm, miał proroka Natana, który mu pomógł zobaczyć swój grzech, i że naprawdę nie było warto go popełnić. To kolejna nauka z Psalmu 51: potrzebujemy innych ludzi, a przez analogię wnioskujemy, że i inni potrzebują nas.

I na koniec cytat do pomyślenia: “Bardziej boimy się lekarstwa niż choroby.” (Pinokio).