TeX jest wspaniały, najlepszy i w ogóle super-bomba-hiper-ekstra-bajerancki.
To oczywiście aksjomat – przynajmniej w środowisku TeXowym.
A ja gotów jestem się założyć, że istnieje wyraźna ujemna korelacja między popularnością TeXa a jakością (typograficzną) przeciętnego artykułu matematycznego. Nie prowadziłem badań ilościowych, ale weźcie, proszę, do ręki niemal jakiekolwiek czasopismo matematyczne.
A zatem: skoro jest tak fajnie, dlaczego jest tak źle?
Otóż my, matematycy, zostaliśmy puszczeni w trąbę przez wydawców czasopism. Kiedyś było (mniej więcej) tak: matematyk pisał pracę (ręcznie lub na maszynie), wysyłał to do czasopisma. Tam redaktor ustalał, co jak ma w niej wyglądać, zecer składał ją z czarnych kawałków ołowiu, korektor poprawiał co trzeba, aż wreszcie matematyk dostawał swoją pracę z powrotem, pięknie wydrukowaną, do korekty autorskiej, poprawiał co trzeba, odsyłał, tam znowu zecer nanosił poprawki, a w przypadkach, gdy matematyk uporczywie łamał zasady gramatyki, stylistyki bądź typografii, redaktor wykłócał się z nim, żeby było ładnie (to oczywiście uproszczenie i idealizacja, ale z grubsza widać, jaki był podział zadań).
Dziś jest tak: matematyk pisze pracę w TeXu, TeX składa ją z wirtualnych czcionek, matematyk poprawia tak, jak mu się wydaje, że jest dobrze, wysyła do czasopisma, a tam ją drukują.
Łatwo zauważyć, że dla czasopisma to czysty zysk: autor wykonuje pracę, którą kiedyś musiało wykonywać kilka wysoko wykwalifikowanych osób. A wiedza o zasadach typografii, stylu, ba! – ortografii i interpunkcji wśród matematyków jest taka, jaka jest (niestety, wiem, co mówię – w razie potrzeby służę twardymi dowodami). Co więcej, część z nas, matematyków, zamiast wstydzić się swojego nieuctwa, jeszcze się z nim obnosi; z przykrością stwierdzam, że przynajmniej raz spotkałem się z sytuacją, gdy matematyk użył słowa “polonista” jako obelgi (w innym co prawda kontekście, ale jednak) – co wypada pozostawić bez komentarza.
Nie dziwi zatem też, że wielu matematyków nie widzi potrzeby opanowania choćby podstawowej wiedzy z tego zakresu. “Ma być poprawnie, a czy jest ładnie, czy nie, to mnie nie obchodzi.” Albo: “ja się zajmuję matematyką, nie mam czasu uczyć się TeXa”. No cóż, każdy ma prawo tak uważać. Ale skoro jasno mówimy “nie znam się na tym”, to zlećmy tę pracę komu innemu (nie, nie mnie; nie chodzi mi teraz o napędzenie klientów, ja też mam co robić). Jak powiada mądrość ludowa: “nie potrafisz, nie pchaj się na afisz”. Choć lepiej: poświęć te parę godzin, żeby nauczyć się czegokolwiek – zdobycie podstawowej wiedzy naprawdę nie wymaga kilku lat studiów, nikt nie oczekuje, że matematyk poświęci parę lat na studiowanie typografii…