No i gdzie te opracowane wyniki, co? Tyle roboty ma być na darmo?
Nie sądzę, żeby ktoś się otwarcie przyznał do modlitwy – jest so rzecz niesamowicie intymna i osobista. Oczywiście, modlenie się samemu nie dorasta do pięt robieniu tego w towarzystwie – ale najczęściej w towarzystwie bliskich osób, czasem znajomych. Nawet, gdy robimy to zupełnie grupowo, to obecne osoby stają się nam bliższe – taka jest zresztą jedna z “funkcji” (za przeproszeniem) takiej wspólnoty.
Z drugiej strony zaczepia Cię na ulicy jakiś podejrzanie wesoły osobnik (przyjmujesz pozycję obronną) i zadaje dziwne pytanie (już się zastanawiasz jak to prowadzi do sprzedawania czegoś). I weź się teraz przed takim otwórz, żeby Cię mógł “dziabnąć” tam, gdzie najbardziej boli --w to w co wierzysz.
– Radek 2006-12-16 00:39 UTC
- Będą, będą. Już parę osób mnie nagabuje, więc muszę je w końcu opracować.
- Intymna, osobista - jak najbardziej. Ale ma w końcu również wymiar wspólnotowy (jak sam piszesz), przy czym nie zgadzam się, że modlitwa osobista “nie dorasta do pięt” wspólnotowej - obie formy są niezbędne, obie bywają trudne, obie można też zresztą zredukować do bezmyślnego i rutynowego klepania pacierzy - ale to już inna sprawa.
- Co do funkcji wspólnoty, o której piszesz - to nie ma powodu do przepraszania, to jest chyba bardzo trafna uwaga; jak się zdaje, nieraz my, katolicy, gubimy ten aspekt - wystarczy wejść niemal każdego kościoła w niedzielę, żeby się przekonać. To jedna z tych rzeczy, których nasz polski Kościół powinien się uczyć.
- Ogromnie dziękuję za nazwanie mnie “podejrzanie wesołym” - to jeden z najmilszych komplementów, jaki ostatnio otrzymałem. I znów masz dużo racji - faktycznie, mało kto się otwiera w takiej sytuacji. Czy my nie jesteśmy zbyt podejrzliwi? Czy naprawdę każdy chce nas “dziabnąć”? Poza tym, właściwie czego tu się bać? No w końcu to nie Rzym za Nerona, prawda?
– Marcin Borkowski 2006-12-27 18:45 UTC