Komentarz - 2006-11-21 Krytycy

Ja generalnie nie mam tendencji do oceniania nie mojej religii, ale wychowalam sie w tej kulturze i nie podoba mi sie raczej POLSKA odmiana tej religii. Jest jakas smutna. Bog umarl na krzyzu - smucimy sie (cieszmy sie! Odkupil nasze winy!). Wszyscy jestesmy grzeszni - smucimy sie (cieszmy sie! Dokonal sie cud odkupienia naszych win!). Bog sie rodzi - po co sie cieszyc, i tak go ukrzyzuja, na dodatek to za mnie umarl. Etc, etc.

Chyba dlatego zdecydowanie bardziej wole buddyzm, z jego pogladem, ze smutek to nie my, ale cos spoza nas, i nie warto sie samemu w tym babrac.

Mizuu 2006-11-21 22:21 UTC


Napiszę tyle: faktycznie, katolicyzm Polaków (biję się w piersi - mój też) pozostawia wiele do życzenia. (Choć ma on też pewne mocne strony.)

Co do smutku… Czasem jest on naturalny. Ale ważne jest jedno: żaden smutek nie powinien przesłaniać nam radości płynącej z tego, że Bóg nas kocha, i że kiedyś spotkamy Go twarzą w Twarz, “i będą oni Jego ludem, a On będzie BOGIEM Z NIMI. I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już [odtąd] nie będzie” (Ap 21,3b-4a).

Alleluja!

– Marcin Borkowski 2006-11-22 18:39 UTC


witam,
o gustach sie raczej nie dyskutuje, wiec trudno polemizowac w stylu ’‘ja wole’’, bo wtedy trzeba uznac, ze religia to sprawa natury estetycznej lub co gorsza u jej podstaw lezy okropne slowo na ’‘u’’ (utylitaryzm). a tak przeciez nie jest. o ile buddyzm jest filozofia, tzn. umilowaniem madrosci, to chrzescijanstwo, o ile wolno mi laikowi sie wypowiadac, jest faktem, wydarzeniem. jest PRAWDA, choc to slowo traci swoj sens dzisiaj w dobie dekonstrukcji i roznych takich bzdur. sa to na marginesie dwa rozne porzadki, tzn. z jednej strony mamy nauke jak zyc szcesliwie, a z drugiej wydarzenie. ciezko wiec je oceniac tymi samymi kryteriami.

ponadto, teraz do Ciebie, Marcinie, wydaje mi sie, ze chrzescijanstwo nie doczekalo sie krytyki (doktryna jak rozumiem, trafnie opisujesz, ze krytyka raczej dotyczy chrzescijan-choc mowi sie ze po owocach ich poznacie, wiec moze troche racji w tym jest), dlatego, ze religia jest po prostu niefalsyfikowalna. trudno fakt dyskutowac ze zdaniem: biblia jest slowem bozym. prawda?

pozdrawiam, i tak sie rozpisalem jak na inauguracje
pml

– pml 2006-11-22 22:17 UTC


Patrząc w ten sposób - czy jest cokolwiek co się krytykuje?

Przecież każdy “krytykując” cokolwiek krytykuje głównie swoje wyobrażenie o tym.

Ludzie krytykujący “internet”, krytykując to co o nim wiedzą, co im się nie podoba.

Krytykanci systemów operacyjnych - krytykują to co im się w danym OS nie spodobało, co ich zdaniem jest złe.. często nie mając pojęcia o innych możliwościach.

A wiary - jako takiej - nie można krytykować. Bo wiara opiera się nie na czymś co można doświadczalnie sprawdzić, porównać, ale właśnie na wierze. A jak krytykować coś w co się wierzy? Albo tym bardziej - w co się nie wierzy?

undefine 2006-11-23 01:34 UTC


Ale numer, dyskusja się zrobiła…

@pml: masz oczywiście rację - o to mi chyba właśnie chodziło, że ludzie “krytykujący chrześcijaństwo” krytykuja zwykle raczej pewne jego implikacje lub części.
@undefine: a jednak ludzie krytykują różne rzeczy, i czasami słusznie - choć do (choćby częściowej) słuszności krytyki jest chyba niezbędne, żeby wyobrażenie krytykującego choć po części odpowiadało rzeczywistości.

A do swojej wypowiedzi dodam jeszcze jedno: tak jak napisał pml, chrześcijaństwo - a dokładniej katolicyzm - ma jedną przewagę nad innymi religiami: jest prawdziwy. Nie wierzycie? Umrzemy, zobaczymy. Do zobaczenia (mam nadzieję) w niebie!

– Marcin Borkowski 2006-11-23 09:07 UTC


Wydaje mi się, że nietrudno znaleźć krytykę Chrześcijaństwa, kościoła chrześcijańskiego, religii, etc. I to zarówno nagany jak i pochwały. Ot, wystarczy wziąć pierwsze lepsze kazanie. Oczywiście dobrze jest się skupiać na kazaniach dobrych, napisanych przez ludzi zdolnych. Naprawdę jest w czym wybierać (niestety nie znalazłem żadnych dobrych zasobów online, a te drukowane to też raczej z zeszłego wieku, poza może Janem Pawłem II).

Radek 2006-12-16 00:21 UTC


No tak, ale to nadal jest wtedy krytyka konkretnego kazania, ewentualnie kaznodziei, a nie chrześcijaństwa w ogóle, prawda? A że kaznodziei nie zawsze mamy takich, jakich byśmy chcieli, to już temat na oddzielną dyskusję (zresztą chyba wcale nie jest bardzo źle).

– Marcin Borkowski 2006-12-27 18:47 UTC


Krytyka religii? Z tym trzeba bardzo uważać. Wychodzę z założenia, ze nie krytykuje się tego, czego się nie zna… ale czasem warto być nieco krytycznym… i umieć zmieniać poglądy jeśli nie wydają się słuszne…

A co do nieba… to nie wiem… ja się tam w każdym razie nie wybieram (Koheleta 9:5), bo raczej po śmierci, to już niewiele zobaczymy, bo co można po śmierci? (Psalm 115:16,17)

– Anonimowy 2007-01-06 18:49 UTC


Hm.

  1. Czasem różne rzeczy się “wydają” słuszne, ale pozory bywają mylące. Dlatego, jakkolwiek niekiedy zmiana poglądów jest uzasadniona, a nawet konieczna, są i sytuacje, kiedy “wydaje się” nam źle. Jeśli chodzi o sprawy wiary i moralności, jest o tyle łatwo, że możemy (a nawet powinniśmy!) mieć zaufanie do autorytetu Kościoła; w innych dziedzinach bywa trudniej.
    Tak czy owak, wolę zmieniać poglądy nie wtedy, kiedy “nie wydają się słuszne”, ale wtedy, gdy jestem pewny, że są niesłuszne.
  2. No wiesz, jak i tak mam nadzieję, że Cię tam spotkam. Co do Koheleta i Ps 115, to jeśli się nie mylę, w czasie, gdy były pisane, żydzi nie wiedzieli jeszcze za dużo o życiu pozagrobowym (nie żebyśmy wiedzieli dziś o nim wszystko, ale jednak Jezus dużo nam powiedział!).
    A co można po śmierci? Oj, dużo! Zob. np. tutaj.

– Marcin Borkowski 2007-01-08 18:43 UTC


no cóż… raczej mnie tam nie spotkasz… bo ja zmieniłam poglądy mając pewność… co zaś do autorytetów… hm… Biblia jest dla mnie większym autorytetem niż kościół.

– Anonimowy 2007-01-09 10:14 UTC


Cóż, ja nie widzę powodu, żeby przeciwstawiać Biblię Kościołowi, szczególnie wobec Mt 28,19-20. A co do życia pozagrobowego polecam np. Mt 22,31-32.
Pozostaję z szacunkiem i niezmienną nadzieją na spotkanie w domu Ojca

– Marcin Borkowski 2007-01-09 12:02 UTC


Ja znowu czytalem o tym, ze do trigczeeo roku zycia, jestesmy w prawie calkowicie mesmerycznym stanie. Czyli ani w snie, a nie na jawie. A i tak jakis program dziala. Od tego wieku (3-ech lat), powoli sie czesciowo budzimy i realizujemy ze i my “wplywamy” na innych. Czyli swiat niejest tylko dla Nas. Zaczyna sie (powolne) “przebudzenie”, a raczej “restart” Windowsa (okna na swiat), z zainstalowanym juz i wyprobowanym softwarem.Co jest takze istotne pod wzgledem tego, ze w tym czasie zaczyna sie pewien proces. W tym wieku, dziecko ma wiecej polaczen w mozgu, niz dorosla osoba. Rusza proces “odcinania” niepotrzebnych/blednych “kolaboracji” w tej sieci. Jakby posiadajac trzy konta na emaila, realizuje sie “nagle”, ze wszystkie emaile wazne docieraja tylko do jednego. Wiec likwidujemy konekcje zbioru “konto email” z tymi innymi dwoma. Krystalizacja.Na ten proces niemamy zadnego wplywu, poniewaz niewiemy, co ten proces “sprzatania” znaczy. A jest to kompresja informacji. Z “sparse matrix” wymazujemy wszystkie niepotrzebne “zera”, i matryca sie robi “gesta”.Mesmeryzm/hipnoza w tym kontekscie jest jakby neurotycznym “wyczynem”/nawet psychoza, w ktorej powastaja powtarzajace sie automatyzmy.Jako grajacy w koszykowke, wprowadzam sie w stan hipnozy. “Centruje” sie, “kalibruje” pod-zbior waznych informacji i filtry “wejsciowe”. Tylko hypnotyczne stany kojaza mi sie z indukcja zewnetrzna.To jest jakby psychoza. Poniewaz nietylko realizujemy dalej nam znane funkcje, ale robimy to takze tylko PODSWIADOMIE.Wystarczy informacja o kolorze naszego zespolu, a obserwuje ten proces (automatycznie) inteligentny “agent”, “sub-routine”.I juz niepodajemy pilki do przeciwnika.W polskim, niemieckim i angielskim wpadaja mi odrazu “Wole……”, “Ich will” (ja chce), “I will” (parafraza analogiczna: “Stworze z czegos tenze ustalone juz kontekst”.Wybor opcji jest waga, wiec “wolimy” pewna rownowazna opcje, gdy dochodza inne punkty w “rachube”, w “odwazanie opcjii”.“Ich will”, to jest decyzja, czyli odlamanie niepotrzebnych, w czasie decyzji zauwazonych galezi tego procesu (“jak niejedziemy nad morze, to NIE CHCE zapakowac pletwy i kapielowki……..w gorach sa niepotrzebne!”). “I will” jest projekcja.Posiadamy z procesu “krystalizacji” opcji i wyniku (“ja chce!”/Ich will) teraz kontekst, w jakim ta decyzja doprowadzi przez nasze dzialanie do jakiegos skutku……w przyszlosci.Czyli przemierzylismy wszystkie trzy doliny, uzywajac “ratio” (czy decyzje i kroki sa wystarczajaco “prawdopodobnie trafne”, pozostawmy narazie na boku).I tu nastepuje nieraz do “niewolniczej woli”. “Freier Sklave” (“wolny niewolnik” - czesto bylo to losem Afro-Amerykanskich ex-niewolnikow, ktorzy niemogac sobie pozwolic na przemieszczenie na polnoc, powracali jako “pacholki” i “niewolnicy” do tego samego “pana” - chodz czesto, przez to ich sytuacja finansowa i socjalna ZNACZNIE SIE POGARSZALA………sorry, istotna dygresja).Juz zawsze filozofowi byli zafascynowaniem “rozproszenia” wykrysztalowanej “woli”, przez proces, ktory niemozna bylo zdefinjowac lub przewidziec. A chodzi mi tu o paradoks nastepny; choc rozwazylismy opcje, podjelismy decyzje i zbudowalismy symulacje projekcji………..wybieramy JAKAS nieracjonalna wcale, lub nawet sprzeczna z WOLA, opcje.Czyli nie samooszustwo, przez “przerabianie” danach dla ego-centrycznych celi, lub nawet ignorowanie innych opcji. Lecz KOMPLETNA ignoracja calego procesu, ktory nas w tej sytuacji (przed ZMIANA wybranej opcji!) doprowadzil.Rozwazanie “ad absurdum”. To niejest Dadaizm, lub “focha”, lecz nieracjonalne decyzje. Absurdalne jest naprzyklad, ze ustalilismy wieczorem, ze musimy wstac o 6-tej, aby o 8 taksowka spokojnie na lotnisko dojechac. Lancuch nieodzucamy. Budzimy sie wyspani, pamietami wszystkie punkty listy.Niedoszlo do zadnej istotnej zmiany konstelacji. Pijemy kawe, ruszamy taksowke. Celnicy przepuszczaja nas…………..nagle stajemy w korytarzu prowadzacym nas w kierunku samolotu i mamy chec poczytac przez nastepna godzine w tym miejscu ksiazke, ktora zapakowalismy.Celem bylo przemieszczeniem sie gdzies tymze samolotem, a nie przeczytanie ksiazki, ktora z tym wszystkim ma NIC WSPOLNEGO.“Wolna wola”, czyli “wole cos, niz cos innego, decyduje i widzac projekcje tej decyzji, zyje z konsekwencjami”, jest tak samo mozliwe w niewoli fizycznej, jak i w zyciu Bill Gates’a, gdzie faktory srodkow finansowych niewchodza w rachube. Powstaje “synchronizacja” tych wszystkich krokow prowadzacych do OSIOGNIECIA/STWORZENIA kontekstu z projekcji zblizonego stanu w przyszlosci (to “zakladamy” w czasie projekcji, gdy inne “wplywy” sa nieistotne/nieistnieja).Zespol “N’Sync” mial album “No strings attached”, a na nim zdjecie wlasnie tych piosenkarzy “boybandu”, ktorzy wygladaja na sterowane automaty, kukielki “rezysera”, choc zadne “struny/nici/sznurki" nieistnieja. Jest to interesujace w kontekscie tej dyskusji, bo wlasnie PO tych wyzej wymienionych "wybrykach" nierationalnych, czujemi sie jak kukielki, ktore niemaja "mistrza" nimi grajacego. Jakas sub-rutyna nagle przejmuje kontrole i jakby zmiana "plyty" steruje "DJ-em" i co on zagra.Dosyc paradoksalne. Niesa to tez sytuacje stresowe, i zdaza sie to irrationalne zachowanie chyba kazdemu z nas od czasu do czasu.Budzimy sie z tego jakby z psychozy, niewidzac/niepojumac kontekstu tejze decyzji i “zmiany planu”……….bo tego powodu wcale niema.To jest troche cos innego niz proba sabotazu na samym sobie.To ma tam jakies (czesto wiele!) kontekstow.Przebudzenie polega chyba na tym, ze uswiadamiajac sobie, ze niemamy wcale “wolnej woli czynu”, mamy tylko poleganie na funkcjonowaniu algorytmu “Wole”-“Chce”-“Bede”. Konsekwencje.Mnie nieinteresuje moja glupota, bo moze oceniac ja kazdy, kto chce.I w roznych kontekstach wypadlaby ta “ocena” lub lepiej “wyrok sadowy”, inaczej. Co mnie zawsze interesowalo najbardziej, to jak bardzo moge polegac na “zazucaniu” sobie ignorowania pewnych obszarow, ktore moglyby te rozwazania ulatwic/udoskonalic.Mamy systemy referencyjne na wszystkie sprawy, ale jak to jest nie z “glupota” (ignorowaniem “niewiedzy”), lecz “ignoranctwem”, czyli podswiadomym (najczesciej) wyfiltrowaniu nieznanych (lecz mozliwych do znalezienia) faktorow.Ja doszlem dosc dawno (jako dziecko male juz) do tego, ze Schrodinger opisal jak funkcjonuje nasza “swiadomosc”, i jak mysl “ginie” (po otworzeniu “skrzynki”). Jezeli chodzi o te wszystkie procesy, to zamykamy ta skrzynke, w srodku magia, sprawdzamy jak sie sztuczka udala, zbieramy “przedmioty” do nastepnej sztuczki, zamykamy skrzynka……..otwieramy, sprawdzamy rezultat. 25 razy na sekunde.“Pojawia sie……..i znika”. Ani ZAWSZE zamkniety, odizolowany system, ani system calkiem determiniczny, i umozliwiajacy retrospektywy krokow do rezultatu. Mam nadzieje ze rozumiecie “o co mi chodzi”. O wlasnie ta “zebre” na ulicy. “Pojawia sie……..i znika”. I tak w kolko, z przerwami na “wydalenie” i “nakarmienie” nowymi, wplywajacymi informacjami. Szycofrenia? I jezeli jest “lalka” i “puppetmaste”, to kto jest “suflerem”? I dlaczego podaje on nam nieraz ewidentnie zly tekst?

Emine 2012-10-07 03:25 UTC